Wspomnienia Jana i Władysława Pinkiewiczów urodzonych w Hucisku Brodzkim

31 lipca 2017 roku w murach Publicznego Gimnazjum Nr 1 im. Noblistów Polskich w Jugowie gościliśmy bardzo znamienitych gości. Na spotkanie z wolontariuszami i opiekunami akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia” przybyli pan Jan Pinkiewicz z córką, zamieszkali w Gdańsku oraz pan Władysław Pinkiewicz z małżonką, zamieszkali w Wojborzu. Panowie Jan i Władysław urodzili się w nieistniejącej już wsi, w Hucisku Brodzkim.

Podczas wspólnie spędzonych chwil gimnazjaliści i opiekunowie zaprezentowali zdjęcia z prac wykonanych podczas VIII edycji akcji ratowania polskich nekropolii na Kresach Wschodnich. Wolontariusze podzielili się spostrzeżeniami, przemyśleniami oraz uczuciami, jakie towarzyszyły im podczas wykonywania prac renowacyjno-porządkowych na polskim cmentarzu. Po raz kolejny wypowiedziano deklarację, że młodzież z Jugowa nie odda Huciska Brodzkiego i na cmentarz w tej nieistniejącej wsi będzie już wracać zawsze. Będzie wracać raz w roku, aby odmówić modlitwę, odśpiewać hymn Polski, złożyć wiązankę biało-czerwonych kwiatów oraz odpalić symboliczne światełko pamięci o tych, którzy zginęli w Hucisku Brodzkim dlatego, że byli Polakami.

Pan Władysław Pinkiewicz z Wojborza miał 3 latka, kiedy w lutym 1944 r. banderowcy dokonali mordu na Polakach z Huciska Brodzkiego. Do wolontariuszy zwrócił się w następujących słowach: Urodziłem się przed wojną na Kresach. Praktycznie o waszej inicjatywie dowiedziałem się z TVP Wrocław, ze Studia Wschód (…). Cmentarz jest praktycznie bardzo zniszczony. Jest stary, bardzo stary (…). Wypowiedź naszego gościa przerwały ogromne emocje towarzyszące spotkaniu oraz niedające się powstrzymać łzy wzruszenia.

Najważniejszym punktem wakacyjnego spotkania była możliwość dotknięcia żywej historii. Pan Jan Pinkiewicz urodził się w Hucisku Brodzkim. Do dziś na cmentarzu spoczywają prochy jego rodziców: Alfonsyny Olszańskiej Pinkiewicz, która zginęła podczas działań wojennych w 1944 r. oraz Jana Pinkiewicza, który nigdy nie opuścił Huciska, ponieważ jak mówił, tam była ziemia, na której żył zawsze i tam był jego dom. Pan Jan jest autorem rękopisu „Zagłada wsi podolskiej Hucisko Brodzkie”. W lutym 1944 roku mając 13 lat, brał czynny udział w obronie wsi i jej mieszkańców przed banderowcami. W tych oto słowach zwrócił się do wolontariuszy: Urodziłem się na Hucisku Brodzkim i tam przeżyłem 13 lat, bo po 13 latach musiałem je opuścić. Hucisko Brodzkie było piękną wioską, położoną w takiej dolinie między górami. Była to Góra Wiecha, niezalesiona. Jak się na nią wychodziło, to widać było całe Hucisko Brodzkie i jego otoczenie. Druga Góra Zbaraż, do połowy zalesiona, a dół bardzo czyściutki i tam właśnie jeździliśmy na nartach. Jeżdżąc na nartach, zjeżdżaliśmy prawie na boisko szkolne. Mieliśmy piękną szkołę, murowaną, blachą krytą. Przy szkole mieliśmy boisko. Mieliśmy wspaniałych nauczycieli. Właściwie od drugiej klasy mieliśmy jakieś wycieczki. Pierwszą wycieczkę jaką miałem, to było w drugiej klasie. Poszliśmy na Zbaraż i tam jest taki Trójnóg. Skała wysokości 2,5 m na trzech nogach (…). Żyliśmy dość spokojnie. Właściwie w tym czasie nie było słowa Ukraina. To byli Rusini. Mieli rzadko katolickie wyznanie. Byli Rusinami. Za nami byli prawosławni, czyli Ruscy. Nawzajem się nie lubili i jedni, i drudzy. Z Rusinami żyliśmy bardzo dobrze (…). W Hucisku Brodzkim był piękny dom ludowy, odbywały się zabawy. Przychodziły na nie dziewczęta i chłopcy z Czernicy, Wołoch. Razem się bawili, żenili. Małżeństwa były mieszane. Nie było żadnego podziału. Podziały się zaczęły pod hasłem, aby wyrzucić wszystkich cudzoziemców. Na pierwszy plan poszli leśniczy, policjanci. To był 1942 rok. W 1943 jak się rozpoczęły mordy na Wołyniu, przeniosły się na południe na lwowskie województwo. Właściwie cała kontrola, która tym dowodziła, to był Lwów. Jak to się zaczęło, to zaczęliśmy się bronić. Każdy chciał żyć. Powstały oddziały samoobrony. Zawsze tam gdzieś się znalazł oficer przedwojenny, który znał się na wojsku (…).

Jak się rozpoczęły te mordy, to polskie wioski, tam gdzie była większość Polaków, takie jak Hucisko Brodzkie, Huta Pieniacka, Huta Litowicka, zaczęły organizować obronę. W nocy wystawiali warty. Jak ktoś podchodził, legitymowali. W sierpniu jak zaczęły się mordy na Wołyniu, to we wioskach była mobilizacja (…). Zaczęli kupować broń u Włochów za krowy i konie. Ukraińcy choć podchodzili, widzieli, że nie dadzą rady i odchodzili (…). Hucisko Brodzkie było oddalone od Ponikwy około 4 km. Parafia Huciska Brodzkiego była w Ponikwie. Ksiądz tylko przyjeżdżał na Hucisko, spowiadał, odprawiał mszę w kaplicy na cmentarzu i odjeżdżał. Kapliczka była przepiękna, cudowna. Była z XVI wieku (…). Kapliczka została zniszczona. Jak z Huciska Brodzkiego ludzie pouciekali, to Ukraińcy ją zniszczyli (...). No i 13 lutego była piękna pogoda i większość poszła do kościoła i wtedy banderowcy okrążyli wieś i zaczęły się boje (...). Hucisko zaatakowane zostało z trzech stron. Z jednej strony nie zostało zaatakowane. Prawdopodobnie nie mieli dość sił, żeby to okrążyć. Od strony pastwiska nie zaatakowali. Ja właśnie tam miałem bronić (…). Stałem dla obrony, ale nikt nas nie atakował. Przyleciał do mnie mój kolega szkolny i powiedział, że muszę pójść do szkoły, bo Marek Bojarski prosi nas, bo mamy do wykonania zadanie. On był przewodniczącym Strzelców. Jak myśmy przeszli, już siedział Józek Bąkowski, był starszy chyba o dwa lata i on powiedział, że jest taka sprawa. Ukraińcy postawili na wieży karabin maszynowy i strzelają na drogę z Huciska Brodzkiego do Ponikwy, skąd ludzie będą chcieli przejść z kościoła. Powiedział, że ma tutaj skrzynkę. Tam są naboje do karabinu maszynowego. Kazał wziąć skrzynkę. Przyczepić sobie białe chorągiewki na głowach, na czapkach (…) i zniszczyć ten karabin. Podeszliśmy i powiedzieliśmy do Ukraińców, że my im patrony przynieśliśmy. Podeszliśmy bliżej i rzuciliśmy granaty (…). Jak Niemcy podeszli i zaczęli strzelać, to zobaczyliśmy, że oni nie przyszli na Hucisko Brodzkie strzelać do ludzi, a do Ukraińców (…). Ukraińcy już weszli ze strony leśniczówki. Zajęli sześć, siedem domów i już wymordowali przede wszystkim dzieci. Tam zginęło około 36 osób (…). Część wioski już była spalona, bo oni strzelali z karabinów, które mogły zapalać, a wioska w większości była kryta słomianymi dachami (…).

Poniedziałkowy ranek na długo pozostanie w naszej pamięci. Dzięki opowieściom panów Władysława i Jana Pinkiewiczów wystarczyło zamknąć oczy i wieś Hucisko Brodzkie jawiła się nam tu i teraz. Oczami wyobraźni widzieliśmy żyjących tam, ciężko pracujących ludzi oraz bawiące się dzieci. Piękny obraz rozdarty aktem ludobójstwa, którego dopuścili się sąsiedzi i płynące w przestrzeń pytanie: Dlaczego?

W imieniu wolontariuszy z Jugowa akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia” składamy serdeczne podziękowania za udzielone wsparcie na ręce pana Jana Michalewskiego, Honorowego Konsula Konsulatu Republiki Cypryjskiej w Gdyni.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)